poniedziałek, 24 grudnia 2012

Opowieść wigilijna [1/1]

Nie sprawdzałam.

Opowieść wigilijna wersja Kushina:
    Bill był skompym, chamskim człowiekiem. Jego dłonie wodziły po udach kolejnej dziwki. Kasa udeżyła mu do głowy. Nie tak jak Tomowi, który nawet nie chciał kasy z koncertów. Połowę kasy, której było zazwyczaj półmiliona dolarów, przezna czał na schroniska dla zwierząt. Bill zmienił się i to bardzo. Pieniądze wydawał na dziwki i alkohol.
    A przecież tyle dziewczyn by oddało swoje życie, żeby być jego dziewczyną. Święta przyszły szybko. Na prawdę... Tom przyszedł do brata.
-    Wesołych Świąt braciszku! - Krzyknął rozbawiony dwudziestopięciolatek.
-    Hmm? Święta.. - Prychnął chłodno Bill, patrząc chłodno na bliźniaka. - Pracować byś zaczął! - Bill przejżał się w lustrze, a gdy uznał, że wygląda perfekcyjnie, wstał i ruszył do drzwi wyjściowych.
-    Gdzie idziesz?
-    Do studia.. A co?
-    Bill są święta! - Powiedział Tom łapiąc brata za dłoń . Bill zromił go spojrzeniem i wyrwał swoją rękę.
-    Mhm.. I co mnie to?
-    Nic myślałem, że spędzimy święta razem.
-    Ty sobie, kurwa chyba kpisz..! - Syknął lodowato Bill, patrząc z chłodnym rozbawieniem na brata, który... Posmutniał. Nic sobie z tego nie robiąc Bill spojrzał na brata.
***
    Do studia, gdzie był Bill za pukała kobieta z malutkim chłopczykiem na rękach.
-    Dobry wieczór. - Uśmiechnęła się leciutko kobieta.
-    Czego? - Bill spojrzał z wyższością na kobietę.
-    Przy-przyszłam, żeby prosić o kawałek chleba.. - Szepnęła cicho i lekko smutno kobieta.
-     A co ja do cholery przytułek prowadzę?!
-    Panie Kaulitz, błagam Pana, o jednen malutki kawałeczek chleba    .
    Bill zatrzasnął drzwi przed nosem kobiety.
    Wieczór przyszedł szybko, a Bill usiadł zmęczony na sofie w studio. Skończył właśnie nagrywanie kawałka. Ziewnął, a chwile później zasnął. Obudziło go słońce. A bynajmniej takie miał wrażenie. Usiadł na sofie i spojrzał w na drzwi. Westchnął wstał i otworzył drzwi. Za nimi zobaczył Andreasa! Oh! Co on tu robi do cholery?!
- Bill! Bill! - Krzyknął mężczyzna.
- Jestem, jestem... - Ziewnął głośno i usiadł zmęczony na sofie.
- Przyszedłem do Ciebie, żeby przekazać Ci, wiadomość, że nawiedzą Cię trzy duchy! Trzy! Pierwszego przyjdzie do Cię jutro między godziną 22:00, drugi nawiedzi Cię tej samej nocy o 23:00, trzeci będzie około północy. - Mruknął Andreas, poprowiając swoje grube i ciężkie kajdany. - Bill, słuchaj... Za życia byłem podobny do Ciebie. Żyłem skompo, a teraz... Teraz tego żałuję, jak niczego innego. Duchy też mają sumienie, Bill.. Też mają sumienie. Chcę Cię ostrzec. żebyś nie doznał mego losu!
- To moja szansa? Wybacz, ale nie skorzystam.. Fajnie, że mnie odwiedziałeś, ale..  Teraz wyjdź! Chcę mi się spać! - Ziewnął Bill, po czym poraz kolejny zasnął.
***
    Na zegarze wybiła 22:00. Bill obudził się i spojrzał na zegar.
- Mmm.. Która to godzina? - Bill spojrzał na łóżko. - Kim jesteś?! - Krzyknął patrząc na ... elfkę dziewcze. Złote, małe skrzydełka, ciemno zielone ubranko.
 -    Hihihi! Ciii... - Zaśmiała się cicho siadając. - Oh! Oh! Jesteś duuużym chłopcem dasz radę wstać? Musimy lecieć!
-    Gdzie, co, kiedy?!
-    Chodź, choodź! - Zapiszczało dziewcze, patrząc na chłopaka.
-    No dobra... - Bill wstał i spojrzał na okno. Elfka jak z bajki wyciągnęła do niego malutką ręczkę. Bill wyciągnął paluszek i dał jej go. Bill chwycił nie pewnie palec, a elfka go złapała delikatnie, a później zachichotała, patrząc na Billa rozbawiona. Po ciągnęła go, a później zniknęli, tylko po to, żeby znaleźć się w miescowości jego... Jego dzieństwa.
    Loitsche.  Miasto gdzie się wychował, miejsce gdzie żył, gdzie się wychował. To były te święta w których byli tylko Tom, Bill i jego matka. Bill płakał, kochał ojca i chciał by te święta były takie jak kiedyś! Jak dawniej!
-    Czy to... Czy to ja? - Szepnął cicho Billy.
-    Tak...
-     Dlaczego.. Tattusia nie ma..
-    Ciii! - Pogłaskał Tom pogaskał go po policzku.. Też tęsknie, Bill nie płacz ciiii! - Przytulił go do siebie. - Przecież mamy siebie, prawda?
-    Mhm.. - Wyszeptał smutno chłopak.
-    Kocham Cię..
-    Ja Ciebie też..
    Bill zamrugał czując jak elfka sypie dziwnym proszkiem. Znaleźli się na gdzieś gdzie... Gdzie był już kiedyś.
-    Byłem tylko dzieckiem.
-    Zobacz ile osób skrzywdziłeś Bill.. - Mruknęła spokojnie elfka, odwrcając się o 180 stopni. Bill spojrzał za nią. - Sam oceń..
- Bill! Bill...
- Oh! To jest... To jest... To Claudia! - Krzyknął Bill.
- Tak.. - Uśmiechnęła się elfka.
-    Kocham Cię..
-    Ja Ciebie też...
- Na prawdę ją kochałem.. - Westchnął.
    Bill pocałował dziewczynę i pchnął ją łóżku. Jego usta, jeździły po jej już nagim ciele.
- Duchu, zabierz mnie stąd! - W oczach Billa zaszkliły się łzy.
-    Jesteś tego pewien? - Zapytała spokojnie.
-    Tak.. - Wyszeptał zwieszając głowę.
- No dobra.. Idziemy!
***
- Aaa! - Wrzasnął Bill siadając sofie. - Co to było? oh! - Bill spojrzał na zegar i dostrzegł, że jest godzina 22:59. Zegar tykał spokojnie, a Bill spojrzał na mężczyzne i drgnął. Znów spojrzał na zegarek. 23:00. Blodyn sporjrzał w lustro, gdzie widział nie tylko swoje odbicie, a i jeszcze jednego mężczyznę.
- Bill! - Uśmiechnął się czarny anioł, który zresztą tak jak elfka, był duchem. - Jestem duchem świąt teraźniejszych!
- Co? - Bill spojrzał na mężczyznę smutno.
- No chodź.. - Mężczyzna spojrzał na niego. Bill westchnął cicho, wyciągnął dłoń do mężczyzny, a później zamknął oczy. Na jego plecach pojawiły się czarne skrzydła. - A teraz... Lecimy!
    Wylecieli przez otwarte na oścież okno i spojrzeli na przed siebie, Bill przefrunął przez drzwi i ujrzał brata, który dawał jedzenie tej kobiecie, którą Bill poznał dopiero teraz. Usiedli na skraju ciemnego, wręcz hebanowego stołu.
-    O Boże... To.. To nie możliwe. - Szepnął Bill. Ciemna postać spojrzała na niego zdziwiona.
-    Znasz tę kobiete? - Bill uśmiechnął się kpiąco.
-    Tak, to moja byla dziewczyna..
-    Wejdź, moja droga... Ogrzejesz się.
-    Nie dziękuję... - Szepnęła zwieszając głowę.
-    Duchu, co jej się stało? - Szepnął zdziwiony mężczyzna.
-    Z tego co mi wiadmo... Po rozstaniu z tobą, a zaszła z tobą w ciążę, nikt jej niechciał, urodziła w szpitalu, tamteż zostawiła ostatnie pieniądze i... - Bill dotknął jej twarzy.
-    Mój Boże... Nie chcę wiedzieć, rozumiesz?! Nie chcę! - Przytulił ją, ale ona jakby nie chciała.
-    Tom? Mam prośbę... - Szepnęła cicho Klaudia.
-    Czemu mnie niewidzi?! Co się dzieje?! - Bill zaczął panikować.
-    Jesteś wstrefie ducha.. - Mruknął Duch świąt teraźnieszych.
-    Możesz zaopiekować się Anabel...? - Zapytała płaczliwie. - Jestem strasznie chora... - Zakaszlała.
-    Co?! Oh! Dlaczego? - Szepnąłem cicho.
-    Gdy ją zostawiłeś ona zachorowała, a gdy ją znów odtrąciłeś jej serce pękło, a ona zachorowała jeszcze bardziej..  Ma gróźlicę Bill bez leków umrze!
-    Ile ma czasu..? - Bill spojrzał na niego. - Duchu odpowiedz!
-    W przyszłym roku jedno krzesło zostanie puste, a ona.. Po prostu umrze! Bill chodź. Zobaczysz, co się stanie za chwilę..
    Bill spojrzał na mężczyznę i skinął mu głową. Weszli do domu Toma, jakby godzinę później. Bill spojrzał na dom Tomaa i westchnął.
    Dziecko łkało cicho. Tom opiekował się dzieckiem. Ria robiła indyka, bardzo ostrożnie. Bill czuł zapach świąt i uśmiechnął się. Tomowi udało się nakłonić dziewczynę, żeby została.
-    Oh! I co? Klaudia, żyję! Żyję.. Duchu, ona będzie zdrowa, prawda? - Bill odwrócił się i spojrzał na niego.
-    Niestety.. Popełni samobujstwo.
    Oh! Nie.. Nie! - Bill spojrzał na ducha blagalnie. - Błagam nie pozzwol dopuścić do tego! Zmienie się! Zmienie! Ona nie może zginąć! - Odwrócił się.
-    Wesołych świąt! - Krzyk jakieś dziewczyny rozszedł się po całym domu. To byli rodzice.
-    Wesołych świąt! - Odparł cicho spokojnie Tom. Klaudia wykaszlała to samo, a Ria postawiła na stole dwie duże pieczenie.
-    Tom, czy Bill przyjdzie?
-    Ależ skąd. - Mruknął Tom. - Billl woli pracę..
-    To egoista! - Warknęła Ria.
-    Co?! Jak ona śmie?! - Za warczał Bill.
-    Tak.. Masz rację drogie dziecko! - Powiedział Gordon, ojczym siadając na przy stole.
-    Bill, to Bill nie zmieni się. - Dorzucił Tom, kładąc małą do łóżeczka.
-    Duchu... Zabierz mnie stąd.. - Na zegarze wybiła północ. Bill krzyknął patrząc na anioła. Coś się zmieniło w postawie anioła. Skrzydła z pleców Billa zniknęły.
    Bill w jednej chwili znalazł się na cmentarzu. Na jednym nagrobchków dojrzał imię i nazwisko Klaudii, a tuż obok swoje własnę.
-    Duchu! Duchu! Chodź tu! - Bill rozpłał się. Na prawdę się rozpłakał! - Gdzie ja jestem?! Mój Boże! Nie!
-    .    .    . - Duch spojrzał na niego. To była postać ubrana na czarno. Na głowie miała kaptur, spod którego świecły się czerwone ślepia. Bill przeraźnił się nie na żarty i zaczął się cofać. Powoli, powoli, aż... jego tyłek nie spodkał zimną, a wręcz lodowatą płytą jego własnego grobu. Zapłakany i roztrzęsiony mężczyzna spojrzał na niego.
-    Duchu! Nie mogę umrzeć, słyszysz?! Nie mogę!
    Duch przyszłych świąt spojrzał srogim spojrzeniem na mężczyznę i pchnął go do diury.
-    NIE! NIE! Błagam niiiieeeeeeeeee!
***
-    Nieeee!! - Bill spadł z kanapy i rozejrzał się po okolicy. - Żyję! - Krzyknął szczęśliwy. -  I wciąż mam czas! - Spojrzał na zegarek. - Od czego mam zacząć? Zakupy..? Tak... Yyyy... Nie, nie mogę przecież sklepy są zamknięte! OH! Już wiem..
    Bill biegiem ruszył do sądniego pokoju. Złapał za laptopa i wyszkał prezentów na internecie. Zadzwonił do kilku różnych sklepów, a oni - wnając już chłodne traktwanie Billa - zgodzili się  na otworzenie sklepów.
    Bill wybiegł na miasto, życząc wszystkim Wesołych  Świąt. Ludzie gapili się  na niego jak na świra, ale cóż.. Zrobił zakupy i poszedl z tym do Toma.
-    Tom? - Zapytał nie pewnie Bill, wchodząc do domu.
-    Tak? - Zapytał nie pewnie bliźniak, wychodząc przed domu.
-    Czy mógłbym spędzić z wami święta?
-    Nie wierze.. Ty serio chcesz? - Bill uściskał do delikatnie Toma. - Oczywiście..
-    Tom? Jest u Ciebie Klaudia? - Zapytał niepewnieTom.
-    Tak.. Tak.. Wchodź Billy. - Mruknął spokojnie Tom.
    Bill potrzedł do dziewczyny i wziął jej szczupłe, chude ramiona w swoje obijęcia i musnął jej usta.
-    Klaudia? Zechcesz zostać moją dziewczyną? -Zapytał.
-    Bill ja... Ja... Nie wiem.... Mówisz serio?
-    Oczywiście! Więc?
-    Bill, tak chcę! Kocham Cię.. Wesołych świąt Bill..
-    Wesołych... Wesołych śwąt wam wszystkim! - Zaśmiał  cicho.



    Od tej pory Bill już zawsze pomogał i był dobrą osobą. Zaopiekował się Klaudią i ich wspólną córką.


..~*The end *~..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń